Kto by też dał wiarę, że czasem to i z najgłupszego chłopa może być król! A przecież tak się raz wydarzyło na świecie — prawda, że za bardzo dawnych lat.
Posłuchajcie:
Jednego dnia rąbał chłop drzewo w lesie. Aż tu usłyszał krzyk o ratunek: jakiś pan ugrzązł z końmi i wozem w bagnie.
Chłop się piersiami sparł i kolasę z błota wydobył.
A ten uratowany pan chciał mu okazać swą wdzię czność i powiada:
— żądaj, czego chcesz — powiada — a ja ci dam. Ale chłop taką głupotę w swojej mózgownicy miał,
że nawet nie wiedział, czego by się też domagać. Wtedy pan, który wielki czarnoksiężnik był, na odpowiedź żadną nie czekał,
— bo — myśli sobie — głupi jesteś, tak się z tobą nie dogadam — ino od razu barana mu dał i peda:
— Masz barana, a ile razy potrząśniesz jego wełną, sypną ci się złote pieniądze, niby, wiecie, czerwieńce —
powiedział mu ten pan, co wielki czarnoksiężnik był. Idzie sobie chłop, wielce uradowany, z baranem do domu, ino że jedna stara baba, w tej samej wsi mieszkająca, zastąpiła mu drogę i mówi:
— Słyszałam ci ja o waszym szczęściu, kumoterku, trzeba je zalać — mówi — dobrym trunkiem.
— Juści — odpowiada chłopisko — nie w ciemię bity jestem, to mi dobry trunek nie zaszkodzi.
I pił.
A ona stara baba, kiej już mocno pijany był, cudownego barana zabrała mu dla siebie, a innego chytrym sposobem podłożyła.
Chłop się przespał, a potem, żeby tych złotych pieniędzy, tych dukatów, do skrzyni nasypać, zaczął trykiem trząść — na próżno, bo wiadomo, że z takiego zwyczajnego barana nic tam człowiek nie wytrzęsie.
Co najwyżej trochę wełny na kożuch, abo mięsa na pieczonkę, choć prosty człowiek takiej pieczonki nie jada — tylko ci z miasta albo ze dworu.
Hm.
Zasmucił się chłop i po niejakiej kalkulacji poszedł do lasu.
— Bo — duma sobie — a co będzie, jak spotkam tego pana, com go z bagna wydobył ? Może co uradzi ?
I czarnoksiężnik uradził, jako że moc taką miał — dał mu kurę, mówiący:
— Jak na nią zawołasz: kurko! kurko! znieś mi złote jajko! to ci od razu złote jajko zniesie.
Chłop podziękował, kurkę pod pachę wziął i do swego obejścia powraca. Ale ona wiedźma, ta stara baba, już na niego czekała i powiada:
— Ja was — mówi — sąsiedzie, bardzo szanuję, bo rozum w głowie posiadacie niezgorszy; mam dobry likierek, warto się go napić. Rozumiecie?
— Juści — powiada — taki głupi nie jestem, żebym nie rozumiał; wiem, że dobrego likierku zawsze napić się warto, zwłaszcza, jak się ma taką kurkę, co byle zawołać na nią, a złote jajko zniesie.
Miał ci ten chłop swój rozum, jednego przecie nie spostrzegł: że mu baba zamieniła kurkę na inną.
.:: top ::.
Copyright kasprowicz.kulturalna.com
Wydawca: Olsztyńskie Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - Kulturalna Polska współpraca • autorzy • kontakt